Dziś rusza nowa strona Breitling Glass And More. Dziś też ruszam z blogiem (?!?!!?!). Tak, sam się dziwię. Ale spróbujmy. Może znajdzie się desperat, który będzie chciał to czytać :-)
Generalnie plan jest taki, żeby pokazać Wam co jest akurat “na warsztacie”, jakie nowości, jakie plany i pomysły. Czyli ogólnie - co ja w tym moim lochu robię.
A że dzień taki trochę porządkowy, to pierwszy wpis będzie z tematu “infrastruktura pracowni”. Czyli co zrobić, żeby coś znaleźć albo, żeby sobie zębów nie wybić potykając się o walające się graty.
Często jest tak, że miejsce pracy tworzy się stopniowo. Organizując pracownię czy warsztat starasz się wszystko przemyśleć, zaplanować. Gdzie jaka maszyna, gdzie powierzchnia do pracy etc. A prawda jest taka, że za jakiś czas i tak wywracasz wszystko do góry nogami, bo “w praniu” wyszło co jest nie tak, że czegoś brakuje czy coś można usprawnić.
Rok temu, wraz z nastaniem zarazy zrobiłem u siebie w pracowni rewolucję (to temat na osobny wpis, ale tak po krótce). Potrzebowałem pomieszczenia do “brudnej roboty”, bo robienie witraży, toczenie w drewnie i szlifowanie w jednym pomieszczeniu powodowało, że czasami więcej sprzątałem niż pracowałem. Transformacja zakończyła się oczywiście sukcesem, ale…
No i takie “ale” potem trwa i gra na nerwach. Nastał właśnie moment, że w krótkiej przerwie między projektami, z danym “alem” postanowiłem się rozstać.
Tym razem była to kwestia tzw. materiałów ściernych. A tak po ludzku, to kwestia wielkiego plastikowego pudła z papierami, gąbkami, wełnami i innym dziadostwem, które używam praktycznie na co dzień, a siedziało dotąd schowane w szafce pod warsztatem. Za każdym razem, kiedy czegoś potrzebowałem, musiałem się nawyginać, żeby je wyciągnąć, znaleźć coś, co oczywiście było na samym dnie a potem dopychając kolanem zamknąć i wcisnąć z powrotem na miejsce. Dziwne, nie? No właśnie. A więc postanowiłem się już nie dziwić, tylko sklepać jakiś organizer, w którym wszystko będzie na wyciągnięcie ręki, posortowane rodzajami, granulacją etc.
Ambitnie wykonałem szkic, pięknie zwymiarowałem formatki i udałem się do pobliskiego marketu budowlanego. Z tym, że okazało się, że jest to dzień przed kolejnym lokdałnem i wiara dostała lekkiego dygotu. Jako, że nie miałem suchego prowiantu, żeby doczekać na swoją kolej w stolarni, złapałem gotowe półki świerkowe, jakiś kawał sklejki i wycofałem się do bazy.
Chwila drapania się po głowie, bo pierwotna koncepcja legła w gruzach, ale w sumie na dobre wyszło. Trzeba było tylko dokupić plastikowe pudełka, ale to poszło szybko. W sumie inernetowe zakupy w markecie budowlanym i odbiór osobisty są spoko. Nie trzeba się nachodzić. Zamawiasz, odbierasz w drzwiach, czad!.
Potem trochę cięcia, strzelania gwoździami i tadaaa! Życie stało się prostsze.
Przy okazji wykonałem małe korekty na ścince z narzędziami, żeby zrobić miejsce na nowe zabawki. Znaczy, na TE, CO TO JUŻ DAWNO MIAŁEM, ALE BYŁY W SZAFCE SCHOWANE ;-)
No, to wystarczy jak na pierwszy raz.
I jak, nie pospali się? :-)
Czuwaj!
a i jeszcze - ***** *** !